W świadomości społecznej, budowanej przez filmy i seriale, prywatny detektyw jawi się jako osoba, kto może niemal wszystko: założyć podsłuch, włamać się na konto pocztowe, zamontować GPS w samochodzie czy potajemnie nagrywać rozmowy. W rzeczywistości rzeczywiste uprawnienia detektywa są znacznie bardziej ograniczone. Co więcej, przekroczenie granic prawa może skutkować nie tylko odpowiedzialnością samego detektywa, ale również osoby, która zleciła wykonanie takich działań.
Czego detektyw nie może robić
Polskie przepisy wyraźnie wskazują, że detektyw, mimo posiadania licencji, nie ma uprawnień zbliżonych do policji czy innych służb. Ustawa o usługach detektywistycznych (art. 7) zabrania mu stosowania metod i środków zastrzeżonych wyłącznie dla organów państwa. W praktyce oznacza to zakaz m.in.:
- zakładania podsłuchów i ukrytych kamer,
- instalowania programów szpiegowskich w telefonach czy komputerach,
- montowania nadajników GPS w pojazdach bez wiedzy właściciela,
- włamywania się na konta pocztowe, portale społecznościowe czy komunikatory,
- przeszukiwania mieszkań, biur czy rzeczy osobistych,
- pozyskiwania prywatnej korespondencji.
Wszystkie powyższe działania stanowią naruszenie przepisów prawa, w szczególności art. 267 Kodeksu karnego, który penalizuje bezprawne uzyskiwanie informacji, w tym przy użyciu urządzeń podsłuchowych, wizualnych lub oprogramowania szpiegowskiego. Grozi za to kara grzywny, ograniczenia wolności albo nawet do 2 lat pozbawienia wolności.
Sprawa przed Sądem Najwyższym
Granice działalności detektywa i odpowiedzialności zlecającego świetnie pokazuje wyrok Sądu Najwyższego z 16 września 2022 r. (II CSKP 355/22).
W sprawie tej mąż, będący już w faktycznej separacji, zlecił detektywowi obserwację swojej żony. Początkowo celem było zebranie materiałów związanych ze sprawowaniem opieki nad dzieckiem i trybem życia małżonki. Z czasem zlecenie rozszerzono o ustalenie tożsamości i obserwację jej nowego partnera. Detektyw sporządził raport zawierający dane osobowe, fotografie oraz szczegóły z życia prywatnego obserwowanej osoby.
Nowy partner żony uznał, że doszło do naruszenia jego dóbr osobistych – w szczególności prawa do prywatności i spokoju. Wytoczył powództwo przeciwko mężowi, żądając przeprosin, zadośćuczynienia oraz zakazu podobnych działań w przyszłości.
Sądy niższych instancji częściowo przyznały mu rację, uznając, że doszło do ingerencji w prywatność. Sprawa trafiła jednak do Sądu Najwyższego, który uchylił wyrok apelacyjny i skierował ją do ponownego rozpoznania.
Stanowisko Sądu Najwyższego
Sąd Najwyższy podkreślił kilka kluczowych kwestii:
- Samo korzystanie z usług detektywa nie jest nielegalne, także w sprawach rozwodowych. Może ono służyć ustaleniu okoliczności istotnych dla rozstrzygnięcia, np. w zakresie władzy rodzicielskiej czy kontaktów z dzieckiem.
- Zlecający może jednak odpowiadać za naruszenie dóbr osobistych, jeśli wiedział lub – rozsądnie rzecz ujmując – powinien wiedzieć, że sposób działania detektywa prowadzi do bezprawnej ingerencji w prywatność innej osoby.
- Kluczowa jest ocena celu, konieczności i proporcjonalności:
- czy zlecenie miało uzasadniony cel procesowy,
- czy nie można było osiągnąć go mniej inwazyjnymi środkami,
- czy ingerencja w prywatność nie była nadmierna.
Innymi słowy, sąd wskazał, że nawet jeśli detektyw ma licencję, to klient nie może „umywać rąk”. Jeśli akceptuje on działania ewidentnie wykraczające poza granice prawa, sam naraża się na odpowiedzialność cywilną.
Stan prawny: wrzesień 2025 r.
Fot. unsplash.com